środa, 31 sierpnia 2016

Od Taylora CD Natalie

-Tak właśnie przyjechałem -rzuciłem luźno
Dziewczyna mruknęła coś pod nosem. Spojrzałem na nią i się uśmiechnąłem. Była dość wysoka lecz trochę niższa ode mnie. Szczuplutka i wysportowana dziewczyna spojrzała w stronę schodów. Zerkała dyskretnie na moją posturę.
-Jestem Taylor Black -przedstawiłem się
Odwróciła w moją stronę i rzekła
-Natalie Moore -powiedziała wyciągając ręku w moją stronę
Ucałowałem wierzch jej dłoni. Dziewczyna lekko się zdziwiła ale w pozytywnym sensie. Miała śliczny uśmiech. Jej włosy opadały falami na twarz.
-Od jak dawna tutaj jesteś? -zapytałem
-Już jakiś czas- rzuciła luźno
Wszędzie było pusto ani żywej duszy. Byłem tylko ja i Natalie. Ciszę rozmywała jedynie nasza rozmowa i co jakiś czas rżenie koni z niedalekiej stajni.
Jeszcze chwilkę rozmawialiśmy do momentu, aż na schodach nie pojawił się mężczyzna. Patrzył srogo na Natalie.
-Co tutaj robisz!? Miałaś coś zrobić...- podniósł głos na dziewczynę
Zachowywał się jakbym był powietrzem. Natalie chciała już coś powiedzieć lecz podszedłem krok dalej i zacząłem ratować sytuacje.
-Proszę wybaczyć ale poprosiłem o pomoc tę dziewczynę. Jestem tutaj nowym uczniem i nie za bardzo się tutaj odnajduję- rzekłem podając rękę
-Nazywam się Taylor Black
Uścisk naszych dłoni jakby rozpogodził mężczyznę
-Miło mi poznać. Jestem Declan Sutton -powiedział z delikatnym uśmiechem
-Pan jest tutaj nauczycielem, opiekunem?
-Jestem opiekunem w rzeczy samej lecz nie waszym tylko moich podopiecznych...- przerwał i po chwili dodał- czyli koni
-Bardzo miło mi Pana poznać
Spojrzał na dziewczynę i nie odezwał się ani słowa.
-Pomagam nowemu uczniowi -powiedziała prowokująco
-Tym razem Ci się upiekło... ale spokojnie nadrobisz to - uśmiechnął się złośliwie i dodał - Jak nie teraz to innym razem
Po tych słowach wyszedł.Spojrzałem na nią. Wyglądała jakby zaraz miała parsknąć śmiechem. Zaczęła chichotać.
-Co przeskrobałaś?- zapytałem
-A nic takiego to drobnostka -rzekła z uśmiechem
Uśmiechnąłem się tajemniczo.

<Natalie? To co tam przeskrobałaś? xD >

Od Cole'a

Obudziłem się dosyć wcześnie. Miałem dziwne sny, które nie miały wogóle powiązania z rzeczywistością.
Usiadłem na łóżku podpierając się tyłu na rękach. Dochodziła 7. Ból głowy rozsadzał mi czaszkę. Myślałem, że zaraz eksploduje.
Wczoraj był ostry melanż. A jeszcze dostało mi się za to, że nie wróciłem na czas do domu. W pokoju, jakby to ująć, wszystko było nie tam gdzie powinno.
Musiałem jeszcze spakować parę rzeczy. To dzisiaj był ten "cudowny" dzień, w którym miałem jechać na uniwersytet.
Znów opadłem na poduszkę, zamykając od niechcenia oczy.

****

Ze snu wyrwało mnie szczekanie psa za oknem. Zegar wskazywał 8:50.
- Cholera- wycedziłem przez zęby
Zerwałem się z łóżka, wziąłem ciuchy i poszedłem od razu pod prysznic. [...]
Wróciłem jeszcze do pokoju. Spakowałem rzeczy, których nie spakowałem wczoraj i z torbą ruszyłem na dół do kuchni.
Nikogo nie było.
~Trudno~ przeszło mi przez myśl
To nawet dobrze, bo znając życie matka lub Harry prawili by mi jeszcze kazania odnośnie wczorajszej nocy.
Zrobiłem sobie szybka kanapkę. Zjadłem i wyszedłem z domu.
Wychodząc jeszcze pożegnałem się szybko z Liamem - moim młodszym bratem i poszedłem na autobus.
Moja matka około rok temu przeprowadziła się w okolice Walii do swojego nowego męża Harry'ego. W sumie to ją rozumiem, a jednocześnie nie.
Mój biologiczny ojciec ponoć znęcał się nad nami. Gdy stracił prace popadł w alkoholizm. Pamiętam go ja za mgłą.
Ale jednocześnie nie za bardzo przepadałem za Harry'm. W przeciwieństwie do Lee.
Uniwersytet znajdował się kilkadziesiąt kilometrów od mojego domu. Wsiadłem do autobusu. W słuchawkach leciała głośna muzyka.
Przez całą drogę zastanawiałem się jak będzie wyglądała moja owa szkoła. W końcu po około godzinie czasu drogi wysiadłem na jakimś piździelewie.
- A myślałem, że to ja mieszkam na pustkowiu- westchnąłem cicho do siebie
Poszedłem przez niewielki las otaczający ponoć budynek uniwersytetu. Dotarłszy na skraj lasu ujrzałem ogromną ujeżdżalnię.
Tego mi było trzeba. Podszedłem bliżej to płotu. Akurat na placu ćwiczyły dwie osoby w towarzystwie trenera. Oparłem się o płot, a torbę z rzeczami położyłem na ziemi.
Zamyślony patrzyłem na jeźdźców. Lecz po pewnej chwili z zamyślenia wyrwał mnie kobiecy głos.
- Nowy?- spytała chłodnym tonem stając obok mnie
Dziewczyna w bląd włosach, ubrana w niebieskie dżinsy i czarny sweter uśmiechnęła się lekko.
- Taa- odparłem, znów przenosząc wzrok na padok- Cole- przedstawiłem się

Annemarie? XD

Od Annemarie CD Christiane

Potarłam bolące ramię, lecz nie odrywałam wzroku od jej zdziwionej twarzy. Dziewczyna westchnęła z frustracji i przełożyła podręcznik z jednej ręki, do drugiej.
- To moja wina - oświadczyłam, miętoląc w palcach brzeg kremowego swetra. - Powinnam była znaleźć cię wcześniej, ale coś mi wypadło.
Wszystkie zastępstwa, również to, wywieszane były na korytarzu, ale dodatkowo zawsze proszono jakiegoś ucznia, by zwrócił na to uwagę innych. Niezbyt odpowiadało mi być w takim wypadku posłańcem.
- Zdarza się - odparła i machnęła dłonią bez przekonania. - Jeszcze raz przepraszam - dodała, niepewnie wskazując na mnie.
- Należało mi się - prychnęłam półżartem. Spojrzałam na nią kątem oka. - Jesteś Christiane, prawda? Nikt nas sobie oficjalnie nie przedstawił - zauważyłam, rozkładając bezradnie ręce.
- Tak - Kąciki jej ust powędrowały lekko do góry. - A ty Annemarie, jak sądzę?
- Miło mi cię wreszcie poznać - Odwzajemniłam uśmiech nieco nieśmialej.
- Jesteś z Niemiec? Masz akcent i myślałam... - zagadnęła ni zowąd.
- To aż tak słychać? - Podrapałam się po brodzie. - Ty też - Wycelowałam w nią oskarżycielsko palcem.
- Chyba tylko my dwie - stwierdziła ze śmiechem.
- Tu są sami Amerykanie! - pożaliłam się, wykonują okrężny ruch dłonią.
- Aż dziwne, że nie ma żadnego Brytyjczyka.
- Właśnie, w końcu to Walia - Pokiwałam głową w zamyśleniu. - Pozwolono nam iść do stajni. Zabierasz się ze mną? - przypomniałam sobie po co znalazłam się na korytarzu.
- Daj mi chwilę. Muszę odnieść do pokoju te kompletnie niepotrzebne książki - Uniosła na wysokość moich oczu gruby podręcznik od literatury.
- Tylko się pośpiesz - zachichotałam, biorąc się pod boki.

Christiane?

Od Natalie CD Annemarie

Nieznośna nauczycielka. Oby to było coś ciekawego, a nie układanie książek jak tydzień temu, albo ich segregowanie, jak dwa tygodnie temu. Książki są nudne. Resztę lekcji poświęciłam na swoje bazgroły ustami, bo nie miałam co robić, a przedmiot był okropnie nudny. Jeszcze gorszy nić książki. Po skończonej lekcji podeszła do mnie jakoś mojego wzrostu blondynka o ślicznych średniej długości włosach. Miała szare oczy, a wokół nich długie czarne rzęsy. Najpierw oznajmiła mi, ze widziała mnie wczoraj w kawiarni. Możliwe, chociaż sama nie pamiętam, żebym zobaczyła kogokolwiek ze szkoły. W sumie to ja na to nie zwracam uwagi, więc sprawa wyjaśniona. Następnie zadała mi kolejne pytanie, dotyczące naszej kolejnej lekcji. Jedynie wzruszyłam ramionami i założyłam torbę na bark.
- Ja zawsze idę za ludem - odparłam tak po prostu, po czym nie czekając już na nią wyszłam z klasy.
Byłam okropnie ciekawa co takiego tym razem dostane. Może zamiatanie? Albo czyszczenie półek? Tak czy siak wiem, że będzie to nudne. W bibliotece zawsze się nudziłam i nie było tak niczego godnego mojej uwagi. Usiadłam na ławce przed klasa w której mamy. Wyjęłam jakiś kawałek papieru i długopis, po czym zaczęłam malować lewą ręką. Dlaczego to wydało mi się ciekawsze? Chciałam narysować coś ładnego lewą ręką, bo jestem prawo ręczna. A w tej chwili to jedyne ciekawe zajęcie, jakie mi przyszło do głowy.
- Spóźnialska! - podniosłam wzrok, ale głowa się nie ruszyła. Jak spod byka spojrzałam na czarnowłosą dziewczynę.
- Co? - zapytałam nie zaprzestając swojej czynności, pomimo tego, że nie widziałam co rysuje. Ręka się ruszała, a oczy były wlepiona w rozmówczynię. Nie wyglądała na miłą. Byłam ciekawa co tym razem znowu powie. Oby coś nowego, bo stare rzeczy już przestały mnie śmieszyć.

<Annemarie?>

Od Natalie CD Taylora

- A co miałam zrobić? - zapytałam zdziwiona.
Przekrzywiłam lekko głowę w bok zastanawiając się o co chodziło stajennemu, który zapytał mnie, czy o o czymś nie zapomniałam. W mojej głowie miałam pustkę i nic mi nie przychodziło do głowy. Wyglądał na zirytowanego, a ja tylko z lekko przekrzywioną głową w bok oraz ze zdziwioną miną patrzyłam na niego czekając na jakąkolwiek odpowiedź.
- Wyczyścić Wołoszkę - odparł w końcu.
Chwila ciszy. Próbowałam sobie przypomnieć dlaczego ja, kiedy, po co, jak, czemu i w ogóle, ale do mojej głowy nic nie przyszło.
- A czemu? - dalej niczego nie rozumiałam.
- Bo się spóźniasz ciągle na lekcje. Za karę - prychnął i odszedł.
Dopiero teraz przypomniały mi się poranne słowa właścicielki. Wiele nauczycieli skarżyło się jej, że ciągle się spóźniam na lekcje. A za karę miałam wyczyścić konia. I za każdym razem, gdy się spóźnię, będę musiała czyścić jakiegoś konia. Dopiero teraz dotarły do mnie wczorajsze jej słowa. Westchnęłam i jedynie wzruszyłam znudzona ramionami patrząc jak mężczyzna odchodzi. Jeszcze chwilę tak stałam, aż w końcu całkowicie nie zniknął mi z oczu. Nie miałam ochoty na czyszczenie, było to nudne. Po prostu przejeżdżasz szczotką po sierści konia i tyle. Nuuudy. No ale co ja mogłam zrobić? Wstałam z ławki na której siedziałam po czym zaczęłam kierować się przez korytarz, licząc swoje kroki. Dopiero gdy zeszłam na pierwsze piętro po schodach zatrzymałam się. Gdy odwróciłam głowę zobaczyłam jakiegoś chłopaka. Nie znałam go, widziałam go tu pierwszy raz. Podeszłam do niego, bo uważnie przyglądał się żyrandolowi.
- Widzisz tam coś ciekawego? - zapytałam stając obok niego i także wlepiając wzrok w ten przedmiot. Chłopak na mnie spojrzał, a ja milczałam szukając tej ciekawej rzeczy. Gdy jej nie zalazłam westchnęłam zrezygnowana. - Jesteś nowy? - zapytałam z zaciekawieniem.

<Taylor?>

Od Christiane

Obudziłam sie i nagle przypomniałam sobie wszystko. Wyjazd do tego uniwersytetu, pożegnanie z bratem oraz dzisiejszy plan lekcji. Westchnęłam i ubrałam sie po czym poszłam do stołówki na śniadanie. Usiadłam koło Annemarie i Cole'a no innych miejsc już nie było. Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy ruszyli w stronę stajni. Dziś miały sie odbyć dwie godziny jazdy a mi przypadła Ukrainka. Dawniej jeździłam tylko na kucykach a tu nagle taki koń... Po prostu mnie zrzuciła przy przechodzeniu przez drążki. Tak z 3 razy podczas 2 lekcji mi sie wyrwała i myślałam już tylko o tym żeby ten dzień sie skończył.
***
Dziś naszą ostatnią lekcją miała być literatura co wiąże sie z tym że jest dziś jest piątek. Ostatni dzień szkoły a potem dwa dni wolnego. Marzyłam o tym żeby wziąć prysznic, olać lekcje, ale wzięłam sie w garść i podążyłam korytarzem do odpowiedniej sali. Nigdy nie mogłam zapamiętać jej numeru... 16? Nie. Ale w końcu znalazłam odpowiednią po plakatach o książkach i czytaniu a także poezji. Teoretycznie spóźniłam sie już minutę więc praktycznie wbiegłam do sali lecz tam nikogo nie zastałam.
-Jest tu kto? - zapytałam.
Cisza.
-To nie jest zabawne - mruknęłam.
Usiadłam w ławce i rozważyłbym wszystkie opcje. Jeśli przenieśli lekcje... To mam przechlapane. A jeśli zwolnili nas z tej godziny? Nie. Wcześniej by nas powiadomili. Więc gdzie są wszyscy? To absolutnie nie jest zabawne choć w innej sytuacji... Może bym tak uznała. Nie miałam zamiaru biegać po całym uniwersytecie poszukując lekcji literatury! Wyszłam z sali i skierowałam sie do innej sali. Sala od historii też nie była... Zaludniona? Tak. Przeszłam do biblioteki. Tam też było pusto. Skręciłam w prawo i wpadłam na Annemarie. Dziewczynę z mojej klasy.
-Auć! - zawołała.
-Przepraszam! Nie wiesz gdzie mamy literaturę? - odparłam pomagając jej wstać.
-Właśnie miałam ci powiedzieć że ją odwołali - wzruszyła ramionami.
Wytrzeszczyłam oczy. No pięknie.
-Aha. Dzięki za informacje - mruknęłam.
Annemarie?

Od Annemarie CD Natalie

Przepchnęłam się przez niewielką grupkę uczniów, zdążających do sali. Gdy powietrze przeciął ostry dźwięk dzwonka, wszyscy siedzieli już w ławkach. A raczej tak mi się wydawało. Pięć minut po tym jak nauczycielka weszła do środka i obrzucila nas uprzejmym spojrzeniem, drzwi otworzyły się z łoskotem. W progu stanęła rozczochrana blondynka. Dłonią przygładziła rozpuszczone włosy, posyłając kobiecie przepraszają uśmiech, po czym zajęła miejsce w najbliższej wolnej ławce. Przyglądałam się, jak wyjmowała z torby zapewnione przez szkołę podręczniki i rozsiadła się wygodniej na krześle. Najwyraźniej nie była świadoma groźnego wzroku pani Saunders, który wwiercał się w jej osobę. Na lekcji nauczycielka wydawała się być inna, niż wtedy gdy spotkałam ją po raz pierwszy. Nadal była serdeczna, ale bardzo przykładała się do pracy. Kiedy spóźniona dziewczyna uniosła głowę i napotkała jej błyszczące srogo oczy, skuliła się na swoim miejscu. Pedagożka odchrząknęła.
- Znasz zasady, panno - zmarszczyła czoło, zastanawiając się - Moor. Muszę cię ukarać.
Usiadła za wielkim, dębowym biurkiem, oparłszy podbródek na dłoni i zerknęła na klasę.
- Jutro o 6 rano masz stawić się w bibliotece. Czekający tam nauczyciel powie ci, co dalej - zarządziła, granatowym atramentem uzupełniając jakiś arkusz papieru.
Blondynka skrzywiła się, ale bez słowa pokiwała głową. Przeciągnęłam się, do końca lekcji jednym uchem słuchając wykładu o pierwiastkach. Algebra zdecydowanie nie była moją mocną stronaą. Mimo starań nauczycielki był tak nudny, jak się tego spodziewałam. Postukałam długopisem w ławkę, parę minut później wokół rozbrzmiał dzwonek.
- Ej, poczekaj! - zawołałam, ruszając w ślad za spóźnialską dziewczyną. Zdążyła już wyjść na korytarz. - Widziałam cię wcześniej w kawiarni - dodałam, kiedy odwróciła do tyłu, by rzucić mi zdumione spojrzenie.
Musiała spostrzec mój twardy, nienaturalny akcent, który uwidaczniał się, gdy nie przykładałam uwagi do tego, co mówię.
- Możliwe - przytaknęła ostrożnie.
- Wiesz może jaka jest następna lekcja? - zapytałam, drapiąc się po głowie.

Natalie?

wtorek, 30 sierpnia 2016

Od Taylora

-To tutaj znajduje się ta szkoła, o której wspominałeś- rzekł kierowca autobusu
Rozejrzałem się i zauważyłem, że byłem na peryferiach z dala od cywilizacji. Spojrzałem na miłego pana
-Jest Pan pewien, że to tutaj? -zapytałem nieco zaskoczony
Kierowca kiwnął głową.
~No cóż długa podróż już za mną teraz tylko znaleźć ten budynek -pomyślałem i ruszyłem przed siebie z bagażami
-Dziękuję za pomoc - rzekłem wysiadając przed laskiem
Autobus pojechał dalej, a ja kierowałem się w głąb cichego i spokojnego lasku. Kroczyłem przez jakiś czas kostką brukową, gdy nagle się skończył i zaczęła ubita ziemia. Odbite w niej były podkowy.
~Chyba dobrze idę - stwierdziłem
Szedłem jeszcze jakoś 15 minut, gdy ujrzałem skraj lasu. Słońce aż oślepiało lecz kroczyłem dalej z nadzieją, że już zaraz znajdę uniwersytet.
-Nareszcie -szepnąłem już zmęczony całą podróżą.
Ujrzałem piękny stary budynek do którego prowadziła aleja. Po bokach rosły potężne drzewa, których korzenie w niektórych miejscach sięgały ponad poziom gruntu. Było tu pięknie lecz gdy ujrzałem 3 cudowne konie i trójkę jeźdźców. Niedaleko stała instruktorka, która coś im tłumaczyła. Przyglądałem się, gdy nagle usłyszałem głos pewnej staruszki
-Paniczu....Paniczu...
Podbiegła do mnie i zapytała -Czy jesteś naszym nowym uczniem ?
Uśmiechnąłem się i odparłem - Tak proszę pani
-Chodź za mną chłopcze -rzekła i ruszyła w stronę budynku.
Gdy wchodziłem po schodkach uświadomiłem sobie, że zapomniałem ze sobą paru rzeczy. Weszliśmy dalej i nagle się zatrzymaliśmy.
-Poczekaj tutaj , powiadomię panią Miryam Brosseau-Adams, że już przybyłeś -powiedziała starsza kobieta
Kiwnąłem głową i czekałem. Gdy zostałem sam w holu rozejrzałem się po całym budynku. Spojrzałem na sufit, gdzie przykuł moją uwagę ogromny żyrandol. Nagle usłyszałem kroki, wyprostowałem się i nabrałem powietrza. Odwróciłem się i ujrzałem ...

< No właśnie kogo ujrzałem ? >

Taylor

Imię: Taylor
Nazwisko: Black
Wiek: 19 lat
Narodowość: Amerykanin
Płeć: Mężczyzna
Charakter: Jest dość tajemniczą osobą u której strasznie łatwo stracić zaufanie. Odzyskanie i zdobycie u niego zaufania to nie lada wyzwanie. Budowanie z nim relacji jest bardzo ciężkie. Uwielbia czuć adrenalinę we krwi. Z reguły nie należy do najgrzeczniejszych. Jest raczej typem buntownika, który lubi stawiać się i łamać sztywne ramy zasad i kodeksów. Zawsze pomoże w potrzebie i uratuje z opresji. Dla dam zawsze jest gentelmenem i broni ich w każdej sytuacji. Nienawidzi kobiet, które są aroganckie i samolubne, według niego to zachowanie rozwydrzonych lasek, którym na wszystko pozwolono. Uwielbia się droczyć i dokuczać innym. Stara się nie być wrednym lecz nie zawsze mu to wychodzi. Z reguły opanowany, zadziorny i sumienny. Jeśli komuś coś obiecał to wykona to choćby miał sobie zrobić krzywdę. Jest niezwykle upartym chłopakiem, który nie stawia sobie łatwych celów i zadań.
Rysopis: Taylor jest wysokim (1,93 m), dobrze zbudowanym chłopakiem. Jego oczy są atutem, błękit niezwykle intensywny przyciąga spojrzenia. Ma dość bladą cerę, ponieważ nie znosi się opalać. Włosy są gęste i ciemne, niezwykle ciężko je układać (są dosyć niesforne). Posiada parę tatuaży i kolczyków, ale to już inna bajka.
Partnerka: Brak. Może, kiedyś tak ale na razie mu pasuje bycie singlem.
Głos *: Andy Black
Nr pokoju *: 137
Klub *: 2 (Gotowanie)
Poziom: 2
Koń *:
Inne *:
-Nienawidzi słodkiej herbaty.
-Uwielbia kawę z mlekiem lecz bez cukru.
-Cukier i słodycze zastępuje owocami.
-Uwielbia ćwiczyć.
-Jest miłośnikiem dzikiej flory i fauny.
-Uwielbia przesiadywać w lesie i obserwować toczące się tam życie.
-Zna sporo zastosowań roślin.
-W jego zapachu można wyczuć woń cynamonu.
Nick: Elza98

Adrienne

Imię: Adrienne
Nazwisko: Belier
Wiek: 17 lat
Narodowość: Adrienne jest Francuzką.
Płeć: Jak widać kobieta.
Charakter: Warto wiedzieć, że Adrienne nie należy do głośnych, szalonych dziewczyn będących w centrum uwagi. Jest spokojną osóbką, która raczej trzyma się z dala od zamieszania. Oczywiście nie oznacza to, że jest zamkniętą w sobie pesymistką trzymającą się na uboczu, wręcz przeciwnie. Dziewczyna wprawdzie jest z początku nieśmiała, ale kiedy się rozkręci staje się duszą towarzystwa. Jest bardzo miła i darzy szacunkiem każdego niezależnie od tego, czy kogoś lubi czy niekoniecznie. Zazwyczaj nie pokazuje, kiedy za kimś nie przypada, urazę zachowuje dla siebie. Jest bardzo punktualna, kulturalna i odpowiedzialna, ale również potrafi się bawić. Jest także rozważna, najpierw myśli, a dopiero później robi; inteligentna, pracowita i ambitna, o czym świadczą wysokie oceny. Nigdy nie kłamie i nie potrafi, ale nie uważa tego za jakkolwiek przydatne. Zdarzy jej się bujać w obłokach.
[kiedyś opiszę ten charakter lepiej, ale nie mam teraz na niego weny ;c ]
Rysopis: Drobna dziewczyna o długich, zadbanych włosach w kolorze ciemny blond, z których zazwyczaj robi warkocz. Ma piękne, brązowe oczy, które stanowią ciekawy kontrast dla śnieżnobiałej cery. Nie jest bardzo wysoka, ale również nie można nazwać ją niską. Ubiera się dziewczęco, w jej szafie można znaleźć wiele spódniczek i sukienek, oraz luźnych bluzek, najczęściej z koronką na plecach. Swoją urodę podkreśla delikatnym makijażem.
Partner/ka *: Może kiedyś?
Głos *: Louane
Nr pokoju *: 148
Klub *: I
Poziom: 1
Koń *: -
Inne *:
-uwielbia zapach lawendy
-ma wielki talent wokalny, ale również ogromną tremę i nigdy nie śpiewa publicznie
-potrafi grać na gitarze, oboju i fortepianie, a pierwsze dwa instrumenty zabrała ze sobą do uniwersytetu
-mówi z charakterystycznym, francuskim akcentem, przez co ciężko jej porozumiewać się po angielsku (między innymi przez to, że Francuzi nie wymawiają "h")
-nie ma ulubionego koloru, do gustu przypadły jej wszelkie odcienie fioletu, jednak raczej te jaśniejsze
-wychowała się w małej, francuskiej wsi
-używa delikatnych perfum
-jak była mała jeździła konno, ale zaprzestała, kiedy jej ojciec spadając z konia złamał kręgosłup i skończył na wózku; dopiero w wieku 17 lat przełamała się i ponownie rozpoczyna naukę
-jako pilna uczennica zawsze miała wzorowe wyniki w nauce
-bardzo lubi kwiaty i koronkę
Nick: Zuza1470

Od Natalie

Tego dnia zapamiętałam, że rano mam się przygotować do szkoły, więc gdy tylko budzik mnie wybudził z pięknego snu, gdzie to pływałam pod wodą z hipopotamami, byłam gotowa na czas. W ciągu pół godziny ogarnęłam się w łazience, ubrałam i zrobiłam sobie kawę. Do lekcji miałam jeszcze kwadrans. Położyłam torbę na krzesło wyobrażając sobie, że to mój przyjaciel. W ciszy popijałam kawę, która zaczynała stygnąć. Nigdy nie jadłam śniadania, dlatego rano nie schodziłam nigdy do stołówki. Zamiast tego wlewałam w siebie kofeinę i to mi starczyło. Za dziesięć ósma mogłam wyjść z pokoju. Kolejne lekcje... jedynie myśl, że jutro mam wolne pozwalała mi iść przez korytarz z kluczem w kieszeni. Jeszcze pamiętam jak rozmawiałam o moim pokoju z dyrektorką.
~~~
Zaraz po przyjeździe tutaj poszłam się zameldować. Siedziała w swoim gabinecie przed biurkiem pisząc coś na jakiś dokumencie.
- Dzień dobry - przywitałam się i trzymając plecak na plecach weszłam do środka. Jej oczy podniosły się na mnie. Pierwszy raz zobaczyłam właścicielkę uniwersytetu, panią Miryam Brosseau-Adams. Wyglądała mi na jakaś szlachtę, czy coś takiego. A widząc jej puste spojrzenie uśmiechnęłam się. Odpowiedziała to samo pytając ze stoickim spokojem, co mnie sprowadza. Po wytłumaczeniu jej, że jestem nowa, zmieniłam temat na pokój.
- I potrzebuje pokoju... - Miryam kiwnęła głową. To wyglądało na zgodę.
~~~
Tak krótka historyjka zagościła właśnie w mojej głowie. Krótka i nudna. Ale wracając do dzisiejszego dnia. Idąc korytarzem spotkałam paru uczniów, paru nauczycieli, ale na nikogo nie zwróciłam uwagi. Z torbą na barku szłam w stronę stajni, gdzie to miała się odbyć pierwsza lekcja. Gdy wyszłam na dwór poczułam ten zimny powiew wiatru. Słońce zostało przykryte przez chmury, wyglądało jakby zbierało się na deszcz, jednak chmury nie były szare, tylko białe. Zignorowałam chłód naciągając bluzę, po czym skierowałam się do stajni. Tak odbyły się dwie pierwsze lekcje z krótką przerwą. Po tym odbyła się algebra - najbardziej znienawidzony przeze mnie przedmiot. Z tego uczyłam się najgorzej, a jednak udawało mi się wyciągnąć na koniec roku dobrą ocenę. Geografia, która później odbyła się w przeciwnej sali była łatwiejsza, tu także miałam dobre oceny. Ale w rzeczywistości nie potrafiłabym wskazać na mapie chyba żadnego kraju. Wróciliśmy do poprzedniej sali, gdzie miał tym razem odbyć się język francuski. Był on piękny i dla mnie bardzo łatwy. Niestety nie byłam aż taka zdolna, aby posługiwać się nim w życiu. Miałam tylko dobre oceny i tyle. Historia była dosyć ciężkim przedmiotem ze względu na ilość władców, przywilejów, nowych reform, wojen, a najgorsze i tak są daty. A teraz zacznie się najciekawsze. Miała odbyć się literatura, ostatnia lekcja i wolne. Weekend i w końcu będę mogła się wyspać. A co się okazuje? Że nikogo nie ma w klasie. Nie wiedziałam o co chodzi. Weszłam do klasy zaraz z dzwonkiem. Myślałam, ze jestem pierwsza w sali, ale w rzeczywistości po pięciu minutach nikt się nie zjawił. Nawet nauczyciel.
- No gdzie oni są?
Wyszłam z klasy z torbą i zaczęłam się zastanawiać o co chodzi. Chodziłam przez korytarz zaglądając do każdej klasy. Nie patrzyłam na nauczyciela, tylko na uczniów. Wolałam, żeby to oni mnie widzieli, niż nauczyciel i żeby mi się dostało. Po pięciu klasach nie odnalazłam swoją i dopiero gry zaczęłam wchodzić na drugie piętro zrobiłam bardzo ważną sprawę - zmieniliśmy klasę. Tak, po prostu oni zmienili klasę. Przecież jeszcze wczoraj rano Hana Santiago dawała nam znać na lekcji, że przejdziemy do innej klasy, gdyż tam ma jakieś rzeczy, które będą potrzebne na lekcji. Gdy zdałam sobie z tego sprawę z torbą na barku zaczęłam biec po schodach na drugie piętro, a następnie pędzić na drugi koniec korytarza. Tam otworzyłam drzwi i pojawiła się moja klasa.
- A gdzie to panienka była? - zapytała surowym głosem. Zamknęłam drzwi.
- Przepraszam za spóźnienie, ale zapomniałam, że zmieniliśmy klasę - odparłam z lekkim uśmiechem.
- Siadaj - tylko tyle warknęła.
Podeszłam do wolnej ławki i usiadłam na pustym miejscu. Wyjęłam książki, spisałam temat, jakąś notatkę i już zaczęłam się nudzić. Ale przynajmniej nie miałam żadnych kłopotów, prawda? Jest jakiś plus.

Od Natalie

Nie mogłem się poruszyć. Moje ciało było sparaliżowane, jak zawsze z resztą, kiedy to robiłem. Znajdywałem się w jakimś lesie. Burym i cichym, który przyprawiał o ciarki. Stałem, gdyż nie mogłem nic zrobić. Nagle, obraz zaczął się samoistnie przemieszczać. Obróciłem się o 180 stopni i znalazłem się przed jakimś wielkim budynkiem wykonanym z kamienia. Znajdywał się na polanie, która była otoczona lasem, w którym niedawno się znajdywałem. Czucie powróciło do mnie. Przechyliłem się w przód, tym samym prawie wpadając na olbrzymie, drewniane drzwi. Budynek był w większości okryty winoroślami. Rozejrzałem się w prawo i w lewo. Kiedy jednak chciałem dotknąć klamki, drzwi same się otworzyły. Coś mnie ciągnęło do środka. Stanąłem, a przed sobą miałem trzy drogi. Dwie prowadzące przy ścianach po moich obydwóch stronach, zaś ostatnia prowadziła na wprost. Z niewiadomych przyczyn, wybrałem środkową drogę. Z każdym krokiem, zacząłem czuć się jakoś dziwnie. Do moich nozdrzy dostał się odór zgnilizny, jakby coś zaczęło się rozkładać. Poczułem zimne powiewy, chociaż, że znajdywałem się w środku zamkniętego pomieszczenia. Również światło zaczęło bladnąć. W końcu było ciemno jak w grobowcu. Korytarz był długi i bardzo ciemny. Zakręciło mi się w głowie, przez co upadłem na ziemię, przytrzymując się tym samym za czaszkę. O mało co nie wyrwałem sobie włosów. Obraz wokół mnie rozmazał się, przez co zamknąłem oczy. Kiedy je otwarłem, znajdywałem się przed jakimiś drzwiami, które wydawały się oświetlone, choć takie nie były. Z trudem wstałem i rozejrzałem się za siebie. „Przecież... Przed chwilą był tu korytarz, wiec...” ponownie odwróciłem się w stronę drzwi, dokańczając myśl „Jak?”. Po obejrzeniu się raz jeszcze dostrzegłem, że te drzwi były inne od pozostałych. Były zadbane. Reszta albo miała jakieś dziury lub po prostu wyglądały mało estetycznie, jakby były przesiąknięte pleśnią. A te drzwi... były pomalowane na bordowo, zaś klamka była czarna i o wiele dłuższa od reszty. Niepewnie, chwyciłem za nią. Kiedy popchnąłem drzwi, oślepił mnie blask, przez co byłem zmuszony zasłonić oczy ręką. Kiedy już się do tego przyzwyczaiłem, w środku ujrzałem jakąś grupkę. Patrzyli się na mnie. Jedni zza szafek, foteli inni po prostu oderwali się od rzeczy, które obecnie robili. Wtedy podbiegła w moją stronę szaro włosa dziewczynka. Nic nie robiła, tylko stała i patrzyła się na mnie swoimi dużymi, zielonymi oczkami. Nagle, na całej jej twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech. Wyciągnęła w moją stronę swoją rączkę.
- Zaopiekujesz się nami? - powiedziała to, przekręcając tym samym swoją głowę.
Kiedy zdjąłem z niej wzrok i spojrzałem się na pozostałe dzieci, ujrzałem na ich twarzach ten sam uśmiech co u niej. Usłyszałem jakiś dziwne pikanie. Podniosłem prawą rękę. To mój zegarek wybijał godzinę dwunastą, więc go wyłączyłem. Moje palce zaczęły drgać ze zdenerwowania. Kiedy chciałem się wycofać, ta sama dziewczynka powieliła swą wypowiedź
- Zaopiekujesz się nami?
Przełknąłem z trudem gulę w gardle. Dzieci skryte we wnętrzu pokoju zaczęły powtarzać jej wypowiedź, lecz brzmiało to, jak rozkaz. Cofnąłem się o krok, a gdy chciałem się odwrócić w stronę korytarza, na swej drodze ujrzałem srebrnowłosą. Wskazywała na mnie palcem, a z jej oczu zaczęła wypływać jakaś dziwna ciecz
- Zaopiekujesz się nami? - zbliżyła się do mnie.
Widząc moje niezdecydowanie, zrobiła srogą minę, po czym wrzuciła mnie do pokoju. Pod wpływem upadku, zamknąłem oczy, kiedy jednak je otworzyłem, zobaczyłem zamknięte drzwi. Czym prędzej wstałem i podbiegłem do nich, próbując je otworzyć. Naciskałem, szarpałem, ciągnąłem-wszystko na nic. Zamarłem, gdy tylko poczułem zimny powiew na swym karku. Powoli odwróciłem głowę w stronę środka pokoju, jednakże... nikogo tam nie było? Pokój był zniszczony, ciemny. Jakby ktoś tu wpadł, splądrował wszystko i wyszedł. Puściłem klamkę i podszedłem do krzesełka, które jako jedyne było nienaruszone. Oświetlało je nikłe światło. Wahając się trochę, zacząłem do niego podchodzić. Kiedy byłem na tyle blisko, by usiąść, wyciągnąłem rękę w stronę tejże rzeczy. Wtedy usłyszałem szmer za sobą i zanim zdążyłem się odwrócić, zostałem popchnięty na krzesło, które wydawało się mnie uwięzić. W miejscu gdzie stałem, pojawiła się ta sama dziesięciolatka, co przedtem.
- Pobawisz się z nami?
Chciałem się podnieść, lecz to jej się nie spodobało. I znowu usłyszałem to pikanie, które ponownie wyłączyłem. Zegar wskazywał godzinę pierwszą po południu. Zaczęła wydobywać z siebie szaleńcze krzyki, przez co byłem zmuszony zatkać uszy, jak i przystać na jej propozycję. Kiedy się zgodziłem, uspokoiła się, a z cienia zaczęły wychodzić pozostałe dzieci. Było ich łącznie ośmiorga. Stanęły w półkole przede mną i zaczęły coś szeptać. Wtedy zza ich plecy zaczęli wyrastać jacyś ludzie. Jeden po drugim padali na ziemię, to poprzez odstrzał, lub dźgnięcie w ciało jakiegoś ostrza. Każde ginęło osobno, w inny sposób. Kazały mi na to patrzyć, bo gdy tylko zamykałem oczy, lub odwracałem wzrok, one wszystko powtarzały. Zacząłem krzyczeć. Chciałem się uwolnić. Tak mocno się szarpałem, że... się uwolniłem? Byłem na czworakach, podpierając się o podłogę. Dyszałem mocno i głośno. Nagle z ciemności przede mną, zaczęła wypływać jakaś ciecz. Jak poparzony, zacząłem się oddalać, lecz wtedy wpadłem na coś. Spojrzałem się w górę, gdzie opadła kropla tej samej cieczy. Nade mną stała ta sama dziewczyna, a z jej oczu ponownie zaczęła spływać ta ciecz, lecz nie tylko stąd. Zaczęło jej to wypływać z nosa, uszu, jak i ust. Patrzyła się na mnie jak gdyby nigdy nic i uśmiechała się
- Zaopiekujesz się nami?
Wtedy otoczyły mnie pozostałe dzieci, z których również zaczęła spływać ta tajemnicza ciecz. Choć wyglądało to na krew, wcale nią nie było. Odczuwałem to. Wtedy dzieci, zaczęły zamykać mnie w coraz to ciaśniejszym okręgu. Otwarłem na tyle szeroko oczy, jak bardzo mogłem. Nagle dziewczyna, przy której leżałem, powiedziała zapłakana
- Zapłacisz nam za ich winy!
Po tym widziałem już tylko ciemność. A po tej ciemności mogłam sobie zdać sprawę, że śnił mi się tylko koszmar, w którym byłam mężczyzną. Pomimo tego obudziłam się z krzykiem. Przez chwilę patrzyłam obojętnym wzrokiem na sufit, by w końcu jednym ruchem wyłączyć budzik telefonu. Podniosłam się do pozycji siedzącej i tak popatrzyłam się na swój telefon, który trzymałam w dłoni. Była godzina... za dziesięć ósma. Nie zdałam sobie sprawę z lekcji, więc spokojnie poszłam do łazienki, gdzie przesiedziałam pięć minut, potem kolejne pięć zajęło mi ubieranie się. Gdy ocknęłam się, że mam dzisiaj lekcje, które zaczynają się o ósmej, siedziałam przy stole pijąc kawę, która już dosyć wystygła. W momencie w których sobie uświadomiłam, że znowu się spóźnię, przypomniałam sobie, że chodzę do szkoły, wypiłam w ciągu sekundy resztę zawartości mojego kubka, po czym chwyciłam torbę i wybiegłam na korytarz. Wszyscy siedzieli już w klasach, więc nikogo nie spotkałam na korytarzach, nie licząc nauczycieli. Wypowiedziałam szybkie „dzień dobry” i wymijając ich biegłam do swojej klasy. Na szczęście nie była daleko, tylko na pierwszym piętrze. Szkoda, że na końcu pomieszczenia, ale co tam. Gdy wbiegłam do sali, w której miałam lekcje, przywitałam się z nauczycielem, po czym przepraszając za kolejne spóźnienie usiadłam na swoje miejsce. Gdzieś mniej więcej w środku ławek. Ławki były poczwórne, także z jeden strony siedział jakiś chłopak, a po drugiej dziewczyna. Wyjęłam książki i spisałam temat. A potem... to już tylko straciłam zainteresowanie lekcją, także zaczęłam gryźć ołówek, a do tego malować nim po kartce. Wychodziły mi tyko jakieś bazgroły, gdyż malowanie ustami nie jest łatwe. Ale ciekawe.

<Ktoś? Daje wolną rękę>

Od Annemarie

Białe auto na niemieckich tablicach skręciło w wyłożoną betonowymi płytami drogę, która wydawała się kończyć gdzieś wśród pochylonych i poskręcanych jak starcy drzew. Powoli sunęło wzdłuż pachnącej lipą alei parkowej i wyłoniwszy się zza łagodnego zakrętu, potoczyło się na zadbany podjazd. O ile wyjazd był wymuskany, o tyle budynek sprawiał wrażenie ruiny. Przycisnęłam czoło do zimnej szyby, by lepiej przyjrzeć się wysokim oknom osłoniętym popękanymi gzymsami. Dach niemal w zupełności pozbawiony był szarych dachówek, a tynk sam odpryskiwał od nagich teraz ścian. Dziś był w opłakanym stanie, ale jeszcze przed wojną pałacyk musiał być urzekającym miejscem. Widać jednak było trwające prace renowacyjne, bo skąpany w promieniach dopiero co wschodzącego słońca wyglądał jak z bajki. Nie zdając sobie sprawy z tego, co robię, naparłam mocniej ciałem na drzwi samochodu, tak że jakby komuś przyszło na myśl je otworzyć, rypnęłabym głową o bruk. Kiedy auto zatrzymało się z lekkim szarpnięciem, moja dłoń zaczepiła się na klamce i szarpnęła za nią niecierpliwie. W policzki uszczypnęło mnie dotkliwe zimno, a będący jego sprawcą wiatr zamiótł kupkę liści pod moje stopy. Musiało chwilę temu padać i rześkie, angielskie powietrze nasiąkło wilgocią jak gąbka. Potarłam zmarznięte, choć okryte płaszczem ramiona. Mój oddech wydobywał się z ust obłoczkami pary. Delikatnym ruchem ręki złapałam za rączkę od walizki, którą obok mnie postawił ojciec. Objęłam go w pasie i szybko ucałowałam w brodę, bo był on człowiekiem wysokim i wyżej nie sięgałam nawet wspinając się na palcach. Równocześnie nie należał do ludzi wylewnych, więc wymamrotał jakieś pożegnanie i odjechał. Uniosłam dłoń do szyi owiniętej wełnianym szalikiem, gniotąc między palcami jego materiał.
Zdecydowanie podążyłam do zachęcająco wyglądających, rzeźbionych w drewnie drzwi, wlekąc za sobą wszystkie szpargały. Nad wejściem wznosił się nietrudny do przeoczenia portal, ale nie uniosłam głowy, aby przyjrzeć mu się wnikliwiej. Przeskoczyłam kamienne stopnie i nieproszona wdarłam się do środka. Wnętrze było ciepłe, a w powietrzu unosił się zapach palących się w kominku, którego nigdzie nie dostrzegłam, drew. Pomieszczenie skryte było w gęstej ciemności, gnieżdżącej się jak zaraza, sunącej po mrocznych kątach niczym syrop. Cisza wokół mnie wydawała się drżeć jak trącone szkło i szukać ujścia. Nagle kryształowy żyrandol zawieszony u sufitu rozbłysł miliardem iskier, rzucając jaskrawe światło na przepastny hol, wypłowiałe gobeliny na ścianach i krwistoczerwony dywan w tym wszystkim do bólu zwyczajny. Pojawiły się przede mną dwie postacie, ale byłam zbyt zdezorientowana, by zauważyć to od razu.
- A oto i nasza nowa uczennica - Damski głos dotarł do mnie zwielokrotniony echem.
Zamrugałam, onieśmielona mimowolnie robiąc krok do tyłu. Należał do uśmiechającej się kobiety w średnim wieku z siwymi włosami do ramion. Trzymała wyciągniętą w moją stronę dłoń, którą ujęłam po chwili wahania.
- Dzień dobry - rzekłam, starannie wymawiając każde słowo.
- Witaj, witaj, drogie dziecko - Jeszcze przez moment patrzyła na mnie życzliwie, po czym odwróciła się do tyłu. - Pracuję tu jako nauczycielka i zaraz oprowadzę was po szkole, dziewczęta.
Zbyt późno spostrzegłam szczupłą dziewczynę, stojącą dotąd u jej boku. Zareagowałam, gdy obie skierowały się ku szaremu korytarzowi.

Lana?

Christiane

Imię: Christiane
Nazwisko: Zimmerman
Wiek: 18 lat
Narodowość: Niemiecka
Płeć: kobieta
Charakter: Christiane to odważna dziewczyna która zawsze patrzy ci prosto w oczy. Jest miła ale to nie oznacza że do wszystkich jest przyjacielska. Brak jej po prostu ufności. Chris to inteligentna dziewczyna i potrafi sie obronić. Samodzielna. Jest także kreatywna i niektórzy uważają że jest urodzoną liderką. Na jej twarzy zawsze gości szczery uśmiech i nie łatwo wytrącić ją z równowagi. Wierzcie mi że nie poleci na byle jakiego gościa. Ma specyficzne poczucie humoru i kocha czytać książki. Jest marzycielką a tak przy okazji optymistką. Nie znosi płakać. Jest lekko nieogarnięta, ale zawsze punktualna. Stara sie nie robić sobie wrogów a samych przyjaciół. Jako nie przyjaciółka jest wyjątkowo groźna i chamska. Czasem jest agresywna do chłopaków jak i zarówno dziewcząt. Zawsze dochowuje tajemnic i jest nieco szalona. Przy okazji wychowano ją tak by znała maniery, ale zawsze robi to tylko gdy jest to konieczne bo tego nie znosi. Nie jest kujonem i wierzcie mi że zamiast lektur woli swoje własne wybory. Trzeba jej przyznać że humanistykę ma w małym palcu lecz z matematyką i przedmiotami ścisłymi ma kłopoty. Krótko mówiąc... Christiane jest bardzo zagadkowa i tajemnicza.
Rysopis: Szczupła, wysoka brunetka o szarych oczach. Mierzy sobie jakieś 168 cm. Uwielbia biżuterię toteż ma około 10 bransoletek po 5 na każdej ręce a do tego zegarek. Wysportowana co widać na pierwszy rzut oka i o starannym make-up'ie. Nosi także kolczyki w uszach.
Partner/ka *: Brak. Ale Chris szuka kogoś właściwego.
Głos *: Break The Rules
Nr pokoju *: 144
Klub *: 1
Poziom: 2
Koń *: -
Inne *:
-Uwielbia zapach róż
-Jej ulubiony kolor to niebieski
-Nie lubi szpinaku i nie je mięsa
-Uzależniła sie od herbaty i czekolady
Nick: Komunia03

Cole

Imię: Cole
Nazwisko: Stewart
Wiek: 19
Narodowość: Amerykanin
Płeć: Mężczyzna
Charakter: Zacznijmy od tego, że to chłopak z dość trudna historią i przeszłością. Nie lubi o tym mówić. Cole jest miły i czarujący. Lubi towarzystwo innych. Z innymi zawsze znajdzie wspólne tematy, język. Na początku jest kulturalny i nie mówi za dużo o sobie, jednak jeśli poznasz go bliżej, możesz na nim polegać, bo stanie się prawdziwym przyjacielem. Na jego twarzy zawsze gości szelmowski uśmieszek. Jest opanowany i spokojny. Czasem w trudnych sytuacjach może być przerażająco spokojny, ale to tylko zasługa treningów. Umie postawić na swoim. Jest stanowczy i przekonujący. Cole jeśli wie, że coś jest słuszne będzie do tego brnął. Jest rozważny. Zastanowi się kilka razy zanim coś zrobi. Nie działa pochopnie. Życie nauczyło go konsekwencji pochopności. Nie chce nikogo narażać. Już za dużo stracił w życiu. Mimo, dość nietypowej, przeszłości Cole jest entuzjastycznie nastawiony do życia, cieszy się z najmniejszych rzeczy, bo wie, że kiedyś to się może skończyć. Jest mądry i inteligentny. Umie znaleźć wyjście z trudnej sytuacji, zachowując przy tym zimną krew, co nie jest łatwe. Cole nie jest jak otwarta księga. Trudno wyczytać z niego jakieś emocje, gdyż skrywa je pod skorupą. W pewnych momentach można o nim powiedzieć, że jest... tajemniczy? Cole jest wygadany, więc nie mierz się z nim na słowa, komplementy lub groźby, bo i tak wygra. Twardo stąpa po ziemi. Żyje tu i teraz. Nawet gdyby bardzo pragnął, nie może zapomnieć o przeszłości. Jest już na to trochę uodporniony, ale i tak lepiej będzie dla ciebie, gdy nie będziesz poruszał tego tematu. Jest uparty. Zawsze stawia sobie poprzeczkę wyżej niż powinien. Jest ambitny. Cole uwielbia podróże. Nie umie usiedzieć długo w miejscu. Przy nim nie będzie nudno.
Cole jest zabawny i wyrozumiały. Nienawidzi kłamstwa. Walnie ci prosto z mostu prawdę lub co o tobie myśli, gdy będzie coś nie tak. Zawsze mówi to, co myśli. Nie przejmuje się zdaniem innych, nie patrzy na ich reakcje. Jest wyluzowany i jest po prostu sobą!
Rysopis: 1,86 wzrostu, ciemne włosy, oczy, które z iskrą kpiny patrzą na świat. Postawny i umięśniony. Treningi a siłowni nie idą na marne. Sylwetka? No cóż dosyć szczupła.
Partner/ka: Miłość to obowiązek. Po co takowe mieć?
Głos: Maroon 5
Nr pokoju: 134
Klub: 1
Poziom: 1
Koń: ---
Inne:
- perfekcyjnie zna francuski i hiszpański
- nie na widzi kawy i różnych rzeczy związanych z nią (zapachu, jedzenia z aromatem kawy itp.)
- jest wysportowany. Przynajmniej raz w tygodniu chodzi na siłownię. Nie sprawia mu problemu uprawianie wielu sportów
- w kąciku ust ma małą bliznę. Pozostałości z dzieciństwa...
Nick: Arbuz :3

Lana

Imię: Lana <Dla niewtajemniczonych: imię dziewczyny Supermena. Powód: ojciec zakochany w komiksach>
Nazwisko: Ladris
Wiek: 18
Narodowość: Amerykanka
Płeć: Kobieta
Charakter: Trzy słowa, które najtrafniej opisują Lanę? Sprytna, złośliwa manipulantka.
Zawsze dostaje to, czego chce. Jest mistrzynią znajdowania u tych nieszczęsnych ludzi, którym przypadło w udziale ją poznać, słabych cech, które mogłaby wykorzystać przeciw nim. Ta zdolność w połączeniu z niewyjaśnioną przez żadnego śmiałka niepokojąco dużą wiedzą dziewczyny na temat sekretów innych czyni z niej świetną manipulantkę. Jedno słowo bądź czyn przeciw pannie Ladris i nim się spodziewasz zostaniesz przez nią zatrzaśnięty w pułapkę, z której jedynymi wyjściami są publiczne upokorzenie nieszczęśnika oraz wykonanie przez niego za Lanę jakiejś czarnej roboty w ramach zadośćuczynienia. Lepiej więc z nią nie zadzierać, jeśli nie chce się mieć zdruzgotanej opinii publicznej.
Uwielbia drwić z ludzi, a przynajmniej tak odbierają to oni sami. Potrafi robić to w taki sposób, aby praktycznie uniemożliwić drugiej osobie obronę. Tylko prawdziwy specjalista w tej dziedzinie wytrwałby z nią choć przez kilka minut w bitwie na złośliwości, tym bardziej, kiedy Lana zaprzągnie do pracy swój charakterystyczny, drwiący uśmieszek.
Dobrze przemyśla każde swoje działanie. Zastanawia się, jaki dana czynność będzie miała skutek w przyszłości. Postępuje tak, aby mieć wszystko pod kontrolą, bez możliwości obrócenia się sytuacji przeciwko niej. Nawet, gdy pozornie ktoś wykorzystuje ją do swoich celów, może, nawet o tym nie wiedząc, działać na jej korzyść w przyszłości.
Czy jest apodyktyczna? Jak najbardziej, chociaż niekoniecznie w sposób, w jaki większość z Was rozumie to słowo. Nie zależy jej na utrzymaniu władzy i pozycji lidera, ale na posiadaniu innych pod kontrolą, czasem nawet w sposób, o którym oni sami nie mają pojęcia.
To realistka. Podchodzi do sprawy rozsądnie, oceniając rzeczywistość taką, jaką widzi, bez przeważania po którejś ze stron.
Trudno powiedzieć, czy jest gadatliwa. Sprawia wrażenie osoby, która woli czasem trzymać język w gębie, niż niepotrzebnie go strzępić. Woli wypowiedzi krótkie i na temat, niż rozwlekające się w nieskończoność, by w końcu z jednego tematu przejść do kwestii w stylu "Co jadłam na śniadanie dwa tygodnie temu?". Nie omieszka się jednak wtrącić własne słowo do każdej usłyszanej dyskusji. Zwykle jest to jakaś kąśliwa uwaga, jedna z tych, bez których Lana nigdy się nie obejdzie.
Bycie w centrum uwagi nie sprawia jej jakiejś nadzwyczajnej przyjemności. Należy raczej do osób zachowujących się tak, jakby po prostu wiedziały, że mają spore znaczenie, i wcale nie musiały nikomu tego udowadniać.
Jest pewna siebie, ale nie w jakiś monstrualny sposób. Zdaje sobie sprawę, że nie wszystko udaje się za pierwszym razem i czasem o porażce świadczą nawet z pozoru najmniej istotne szczegóły bądź zwykły przypadek. Nie zamierza jednak godzinami wypłakiwać się przed ważnymi przedsięwzięciami, powtarzając, że jej się nie uda, czy zalewać żalami koleżanki, opowiadając, jak bardzo nie potrafi czegoś wykonać.
Świetnie ukrywa emocje. Pod kamienną twarzą skrywa najróżniejsze uczucia, poczynając od tych najmniejszych a kończąc na najistotniejszych. Po usłyszeniu wieści oznajmiających, iż całe jej życie będzie cudowne, potrafi się tylko uśmiechnąć. Kiedy dowie się, że jest przeciwnie, co najwyżej się skrzywi.
Pedantka? Może nie w takim stopniu jak jej matka, ale rzeczywiście lubi mieć wokół siebie czystość i ład. Oczywiście potrafi czasem przymknąć oko na rozrzucone po całym pokoju najróżniejsze przedmioty, ale na ogół panuje w nim pobieżny porządek. W zasadzie trafiliśmy na kłócące się ze sobą cechy Lany: lubi nieskazitelność i harmonię, ale nie sprawia jej radości doprowadzanie do takiego stanu.
W większości wymienione powyżej cechy przedstawiają pannę Ladris jako osobę chłodną. Nie oznacza to jednak, że wiecznie jest taka... nieprzyjacielska. Zdarza się jej nawet co jakiś czas prawdziwa uprzejmość, taka niepowiązana z żadnymi jej zachciankami. Może nie jest to jakieś szczególnie częste czy wyjątkowo ciepłe, ale lepsze niż nic, nieprawdaż? Nie jest też okrutna. Nie lubi patrzeć, jak ktoś cierpi, chociaż czasem ciężko jest jej zabrać się do bezinteresownej pomocy, jeśli sama może na tym ucierpieć.
Rysopis: Na samym początku należy zaznaczyć, że to między innymi uroda czyni z niej świetną manipulantkę. Bo tej natura jej nie poskąpiła, w przeciwieństwie do pozytywnych cech charakteru i talentów. Na każdym zdjęciu wygląda jak modelka, niezależnie od tego, czy jest to zdjęcie do dowodu czy selfie ze znajomymi. Jest posiadaczką jasnych, zimnych oczu z naturalnie ciemnymi rzęsami. Jej karmelowe włosy układają się w idealne, dopieszczane lokówką i odżywkami loki, spływające falami na proste plecy i jakimś cudem idealnie omijające oczy. Wszystkie doskonałe elementy twarzy Lana udoskonala równie idealnym makijażem, poczynając od kredki do brwi a kończąc na drogiej, jaskrawej szmince. Całość sprawia, że dziewczyna wygląda bardziej jak swój własny portret, który to artysta upiększył, łagodząc niedoskonałości. Wystarczy do tego dodać jej zgrabną sylwetkę i nienaganny ubiór z najdroższych marek, by otrzymać pełną postać tej dziewczyny. Jej aparycja nie podoba się jednak wszystkim - nie każdy przecież kocha taką perfekcję, niektórych ona wręcz drażni. Wielu ludziom nie podoba się także jej styl wyglądu, idealnie pasujący do "dziewczyny popularnej w szkole". Inne zdjęcie: x
Partner: Mało prawdopodobne, żeby znalazł się chętny kawaler, który jednocześnie sprostałby wysoko stawianej przez Lanę poprzeczce i wytrzymywał jej nieodłączne drwiny.
Głos: Lorde
Nr pokoju *: 150
Klub: I
Poziom: 1
Koń *:
Inne:
- Używa dużej ilości perfum, zwykle o zapachu lawendy, które zwykle mieszają się z aromatem ubóstwianej przez nią kawy.
- Kilkukrotnie farbowała włosy, które obecnie mają barwę karmelu.
- Jedyną dziedziną, w której uważa się za dobrą, jest aktorstwo.
- Jest uzależniona od kawy.
- Ma bzika na punkcie swojego rodzinnego miasta, Las Vegas.
- Z przyczyn nieznanych nikomu, nigdy nie pisze standardowymi kolorami: nawet granatowy w jej piórze jest jaśniejszy niż normalnie.
Nick: tola288

Natalie

Imię: Natalie
Nazwisko: Moore
Wiek: 17 lat
Narodowość: Amerykanka
Płeć: Kobieta
Charakter: Zacznijmy od tego, że jej podejście do życia jest... luźne. Tak, to dobre słowo. Nie bierze życia na poważnie, dzięki czemu ma bardzo łatwo w szkole. W jej stronę co dziennie są kierowane wyzwiska, tylko jakieś głupie przezwiska, które stawiają ją w złym świetle. Jednak ją to nie obchodzi. Śmieje się z nich, tak jak oni z niej, dzięki czemu wygląda to tak, jakby oni śmiali się z nią. To jest jej tak zwana taktyka, dzięki której nie przejmuje się zdaniem innych. Tak samo radzi sobie z jakimiś obelgami. Obraca je w żart i się śmieje. I tak ciągle. Nie jest jakąś ciszą szarą myszką siedzącą w rogu, która zeka na zbawienie. O nie. Nie szuka niczego, ani radości, ani pecha, ani smutku, czy szczęście, a tym bardziej tak zwanego zbawienia. Żyje z sekundy na sekundę i nie panuje nad niczym. Jest strasznie roztrzepana, jak i rozgadana, a do tego towarzyska. Uwielbia gadać bez chwili tchu, zazwyczaj bez sensu. Nawet nad tym nie panuje. Nie patrzy kim jest rozmówca i mówi to, co jej wpadnie do głowy. Często przez co wygaduje swoje osobiste sprawy, za które w żadnym procencie się nie wstydzi. Zazwyczaj mówi jedno, a myśli drugie. Bardzo często też traci czymś zainteresowanie, więc nie zdziw się, jeśli urwie temat i zniknie ci w oczu. Łatwo coś przykuwa jej uwagę, jak i też ją może po chwili zanudzić. Bardzo łatwo czegoś zapomina, szybko coś jej może wylecieć z głowy, nie ważne jak bardzo to coś jest ważnego. O dziwo jedyne czego nie zapomina, to spotkania. Znaczy tak jakby. Zawsze przypomni sobie o spotkaniu w ostatniej chwili, tak więc jest okropnie spóźnialska. Czasem możesz na nią czekać i godzinę, po prostu ona zapomniała. Uwielbia towarzystwo innych ludzi, nawet jeśli jej nie chcą. Tylko to polega trochę inaczej. Uwielbia przebywać w zatłoczonych miejscach, ale nienawidzi z kimkolwiek rozmawiać. Tak, nie przepada za obcymi, także ma problem z poznawaniem innych ludzi. Po prostu robi wszystko, aby zakończyć rozmowę. Ale jeśli wytrwasz i pokażesz jej, że jesteś inny niż wszyscy, nie jesteś nudny, tak, po prostu nudny, zaciekawisz ją. Nienawidzi wszystkiego co jest nudne, tak więc gdy pokażesz się z tej ciekawszej strony, zaczniesz ją poznawać. Wtedy lepiej uważaj, bo może nie dać ci spokoju. Będzie latać za tobą i szukać ciebie na każdym kroku, bo jesteś po prostu ciekawy. Właśnie przez to wydaje się być płytka. Że póki ją interesujesz, lubi cię, a gdy pozna już, znudzisz się jej i tyle. A tak nie jest. Dla niej jest najważniejsze pierwsze wrażenie, więc nie bój się, że cię zostawi. A nawet lepiej, gdy polubi cię na prawdę, szczerze, stanie się twoim wiernym przyjacielem. Jednak ta przyjaźń ma granice. Pomimo tak luźnego życia i braku jakiejkolwiek odpowiedzialności za swoje czyny, nie pozwoli sobą popychać. Wyzwiska przyjmuje z radością, ale nie podniesienie na nią ręki. Wtedy to ci po prostu coś połamie, odgryzie. Tak. Owa dziewczyna nie zna litości i nie potrafi się bawić w jakąkolwiek bojkę. Według niej trzeba coś zrobić porządnie, a nie się cackać. Jeśli uderzyć, to raz, a porządnie. Jeśli coś odgryźć, to raz, a do końca. Pomimo tego, że jest tak strasznie roztrzepana jak małe dziecko, wykonuje swoje zadania bardzo dokładnie. Z największą precyzją i do samego końca. Oczywiście tylko wtedy, gdy o nich nie zapomni. Co do tego zapominania, strasznie to odbija się na jej wynikach w nauce. Jest bardzo inteligentna, świetnie by się uczyła, gdyby nie fakt, że po prostu zapomina, wszystkie odpowiedzi wylatują z jej głowy, przez co nie udaje jej się zdać czegoś. Jednak się tym nie przejmuje. Twierdzi, że jeśli coś się dzieje, to tak ma być i nie możesz tego zmienić. Jest bardzo szczera, co zostało podkreślona w jej temacie o bezsensownej gadaninie, gdzie to mówi wszystko co ma w głowie. Nie przejmuje się czyimiś uczuciami, jeśli ten ktoś niczego nie znaczy w jej życiu. A zazwyczaj wszyscy ludzie na tej ziemi nic nie znaczą dla niej. Co zabawne, zacznie cię szczerze lubić i doceniać naprawdę wtedy, gdy cię pozna i staniesz się dla niej nudny. O tego momentu zostaje twoim wiernym psem. Nie zapomnijmy, że jest bardzo wymagająca. Gdy jest praca w grupach, albo w parach, oczekuje od towarzysza najlepszych pomysłów, najwięcej umiejętności. Jednak nie jest to jednostronne, gdyż ona odwdzięcza się tym samym. Jest bardzo pracowita i kocha prace fizycznie, chociaż jest kobietą. Według niej, mogłaby pójść do każdej pracy, ale tylko fizycznej. Siedzenie przed biurkiem, przed papierami, wypełnianie formularzy czy dzwonienie do ludzi nie jest dla niej, gdyż szybko ją to nudzi. Jest bardzo miła i przyjazna i nawet w taki sposób próbuje cię od siebie odgonić, aby zakończyć rozmowę. A co ważniejsze, gdy w końcu uda ci się do niej dotrzeć, możesz zauważyć, że mimo iż mówi bez sensu, to korzysta z bardzo miłych słów, zwrotów grzecznościowych. Ogółem wyraża się w sposób kulturalny, uprzejmy. A to, że czasem jej słowa są bezsensu, to już trudno. Dziewczyna jest bardzo odważna, albo przynajmniej sprawia takie wrażenie. W rzeczywistości przez jej roztrzepanie bardzo łatwo jest ją zaskoczyć, wystraszyć. Jednak to tylko chwilowe, jeśli ją wystraszysz, odskoczy, przestraszy się, a po pięciu sekundach gdy zobaczy o co chodzi, strach znika. A co ciekawsze, boi się tylko trzech rzeczy i ukrywa to w tajemnicy. Jednak bardzo łatwo może się ona powiem zdradzić. Ostatnia rzecz, to nieśmiałość. Nie posiada jej, tak samo wstydu. Może mówić o wszystkim, a jej twarz zaróżowieje się tylko podczas stosunku. Ma bowiem złe przeżycia ze swoim nagim ciałem, tak więc to jest jej jedyna rzecz, przy której się zawstydza. Nawet czyjeś nagie ciało może ją bawić.
Rysopis: Zgrabna przedstawicielka płci pięknej. Owa dziewczyna mierzy około metr siedemdziesiąt, a waży jedynie pięćdziesiąt dziewięć kilo. Ma średniej długości blond włosy, z ciemniejszymi pasemkami od słońca. Są one falowane, lekko podkręcane i najczęściej spinane w luźny kok, albo zwykły koński ogon. Zawsze grzywka opada jej na boki. Ma hipnotyzujące srebrne oczka, które czasem podkreśla kreską oraz tuszem do rzęs. Daruje sobie puder jak i inne malowidła do oczu. Usta ma pełne i maluje je jedynie błyszczykiem. Ma bladą cerę, która jest skażona ogromną ilością blizn, których się nie wstydzi. Są to nie tylko siniaki po przemocy, ale także rany cięte. Na szyi nosi swój wisior z kołową zawieszką, na której widnieje postura stojącego na tylnych nogach konia. Dzięki temu, że jest chuda, jej kości na szyi są widoczne. Może tego nie widać, ale jest dosyć silna, jednak jest bardziej zwinniejsza. Ma umięśnione nogi, co czasem przeraża niektóre dziewczyny. Ubiera się w różne ubrania, jednak preferuje głównie trampki, jeansy, ładne koszulki oraz ciemne bluzy.
Partner/ka: Nie posiadała, nie ma i raczej z nikim się w życiu nie złączy
Głos: Sing me to sleep
Nr pokoju: 149
Klub: ---
Poziom: 6
Koń: ---
Inne:
- Jej charakter jest ściśle związany z jej przeszłością
- Boi się trzech rzeczy - ciemności, Pana oraz bólu
- Ma astmę jak i cierpi na klaustrofobię
- Uwielbia sport, dzięki czemu jest wysportowana. Mogłaby uprawiać każdy rodzaj bez wyjątku, gdyby nie astma
- Uwielbia sushi
- Możesz ją przekupić słodkościami
- Litrami wlewa w siebie kawę, co może być przyczyną jej tak wariackiego zachowania
- Uwielbia odmóżdżające kreskówki, jak i gry komputerowe
Nick: Pandemonium.

Annemarie

Imię: Annemarie
Nazwisko: Weizenbaum
Wiek: 18 srogich zim
Narodowość: Niemka
Płeć: kobieta
Charakter: Nie trzeba dużo czasu, aby odkryć, że nie da się jej kompletnie rozszyfrować. Należy zdać sobie sprawę, że wszelkie próby rozwikłania jej zagadek są z góry skazane na niepowodzenie. W umyśle Annemarie kryje się istny chaos, często mroczniejszy od gotyckich wierszy, a ona sama nie robi nic, żeby go uładzić. Nigdy nie była idealna, nawet nie łudziła się, że tak mogłoby być, chociaż uporczywie próbowała wmówić światu, że jest inaczej, że jest wartościową, zdolną osobą. Nauczyła się koncentrować na sobie samej, bo zwątpiła w dobre intencje innych. Choć i to zmieni się minimalnie, gdy zapała do kogoś sympatią. Wtedy nieudolnie stara się ją okazywać. Przy swoich poglądach i osobach będzie stać tak długo jak mur chiński przed Chinami. Względem obcych jest niemiła, bo się boi. Boi się dopuścić ich do siebie, dać się poznać. Nie lubi tracić, szczególnie czegoś na czym jej zależy. Dlatego przyjęła postawę, mówiącą, jakoby cały otaczający ją świat był czymś, co Annemarie mało obchodzi. Ale w gruncie rzeczy nie lubi krzywdzić, przynajmniej nie bezpośrednio. Może i jest na swój sposób inteligentna, ale w swoich działaniach zachowuje się właśnie niedojrzale. Obowiązki ją przerażają, ucieka od nich jak najdalej.
Rysopis: Nie jest wyższa od statystycznej kobiety, może nawet byłaby od niej trochę niższa, ale nie wystarczająco, by była to jej cecha charakterystyczna. W kwestii budowy do modelki jej daleko, nie jest typową dziewczyną, której prześliczna twarzyczka wzrusza do głębi męską część społeczeństwa. Niewystarczająco chuda, aby można było nazwać ją szczupłą. Miodowe pukle okalają jej twarz, na której przez mocny makijaż ostro odcinają się szare oczy, otoczone obrączkami długich rzęs. Annemarie nie wyróżnia się z tłumu niczym szczególnym - sama zadbała o to, by nie przykuwać niczyjej uwagi.
Partner/ka *: Nie planuje pchać się w związki.
Głos *: Ashe
Nr pokoju *: 142
Klub *: I
Poziom: 4
Koń *:
Inne *:
- Kaleczy angielski.
- Ma słabą głowę, zwykle jest wstawiona po pierwszym piwie.
- Ostatnio cały wolny czas poświęca pieczeniu ciast.
- Naturalnie ma ciemniejsze włosy.
- Nie słodzi herbaty.
- Słabo się uczy.
- Pachnie kadzidłami.
Nick: Cernunnos