Obudziłem się dosyć wcześnie. Miałem dziwne sny, które nie miały wogóle powiązania z rzeczywistością.
Usiadłem na łóżku podpierając się tyłu na rękach. Dochodziła 7. Ból głowy rozsadzał mi czaszkę. Myślałem, że zaraz eksploduje.
Wczoraj był ostry melanż. A jeszcze dostało mi się za to, że nie wróciłem na czas do domu. W pokoju, jakby to ująć, wszystko było nie tam gdzie powinno.
Musiałem jeszcze spakować parę rzeczy. To dzisiaj był ten "cudowny" dzień, w którym miałem jechać na uniwersytet.
Znów opadłem na poduszkę, zamykając od niechcenia oczy.
****
Ze snu wyrwało mnie szczekanie psa za oknem. Zegar wskazywał 8:50.
- Cholera- wycedziłem przez zęby
Zerwałem się z łóżka, wziąłem ciuchy i poszedłem od razu pod prysznic. [...]
Wróciłem jeszcze do pokoju. Spakowałem rzeczy, których nie spakowałem wczoraj i z torbą ruszyłem na dół do kuchni.
Nikogo nie było.
~Trudno~ przeszło mi przez myśl
To nawet dobrze, bo znając życie matka lub Harry prawili by mi jeszcze kazania odnośnie wczorajszej nocy.
Zrobiłem sobie szybka kanapkę. Zjadłem i wyszedłem z domu.
Wychodząc jeszcze pożegnałem się szybko z Liamem - moim młodszym bratem i poszedłem na autobus.
Moja matka około rok temu przeprowadziła się w okolice Walii do swojego nowego męża Harry'ego. W sumie to ją rozumiem, a jednocześnie nie.
Mój biologiczny ojciec ponoć znęcał się nad nami. Gdy stracił prace popadł w alkoholizm. Pamiętam go ja za mgłą.
Ale jednocześnie nie za bardzo przepadałem za Harry'm. W przeciwieństwie do Lee.
Uniwersytet znajdował się kilkadziesiąt kilometrów od mojego domu. Wsiadłem do autobusu. W słuchawkach leciała głośna muzyka.
Przez całą drogę zastanawiałem się jak będzie wyglądała moja owa szkoła. W końcu po około godzinie czasu drogi wysiadłem na jakimś piździelewie.
- A myślałem, że to ja mieszkam na pustkowiu- westchnąłem cicho do siebie
Poszedłem przez niewielki las otaczający ponoć budynek uniwersytetu. Dotarłszy na skraj lasu ujrzałem ogromną ujeżdżalnię.
Tego mi było trzeba. Podszedłem bliżej to płotu. Akurat na placu ćwiczyły dwie osoby w towarzystwie trenera. Oparłem się o płot, a torbę z rzeczami położyłem na ziemi.
Zamyślony patrzyłem na jeźdźców. Lecz po pewnej chwili z zamyślenia wyrwał mnie kobiecy głos.
- Nowy?- spytała chłodnym tonem stając obok mnie
Dziewczyna w bląd włosach, ubrana w niebieskie dżinsy i czarny sweter uśmiechnęła się lekko.
- Taa- odparłem, znów przenosząc wzrok na padok- Cole- przedstawiłem się
Annemarie? XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz