- Przepraszam, to moja wina - Usłyszałam lekko drżący, zmęczony i niewątpliwie męski głos gdzieś z głębi schodów.
Uniosłam jedyne źródło światła, które miękko zarysowało niewyraźne kontury twarzy pary osób. Cofnęłam się wgłąb pomieszczenia, aby domniemani goście mogli wejść na piętro.
- Może mogłabym pomóc? - zaoferowałam się, słysząc jak mężczyzna szarpie się z bagażami.
- Nie ma takiej potrzeby, dziękujemy - Drugi głos był lodowato uprzejmy, wydawał się należeć do kogoś młodszego niż pierwszy jegomość.
Chłopak minął mnie, ale zaraz zatrzymał się w półkroku, jakby coś sobie przypomniał.
- Wiesz może gdzie znajdę pokój nr 140? - odezwał się ponownie, chyba zwracając twarz w moją stronę.
- Prosto tak jak już idziesz, czwarte drzwi na lewo - odpowiedziałam niedługo po jego słowach.
- Dziękuję.
Obaj ruszyli korytarzem, aż dźwięk ich kroków urwał się nagle, gdy stanęli pod wskazanymi przeze mnie drzwiami. Ziewnęłam, nie zatykając ust dłonią, po czym mimowiednie wróciłam do swojego łóżka.
Uchyliłam powieki, przykrywając się kwiecistą kołdrą aż po nos, kiedy na moje czoło padł promień wschodzącego słońca. Jęknęłam, bo uświadomiłam sobie ile czasu pozostało do śniadania. Niewiele. Tak jak co dzień ogarnęłam twarz, po czym narzuciłam na siebie za duży, wełniany sweter. Wiedziona zapachem owocowych konfitur, świeżego pieczywa i kakaa, przekręciłam miedziany kluczyk w zamku i... podtrzymałam spojrzenie niezbicie nowego chłopaka. Również wychodził ze swojego pokoju. Pokoju nr 140.
Harry?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz