Przeniosłem spojrzenie na mężczyznę, który przez chwilę ze zmarszczonymi brwiami mi się przyglądał. Lekko schyliłem głowę w geście przywitania, podczas gdy dziewczyna z niezadowoloną miną spoglądała na kopystkę w swojej dłoni. Albo tylko ja miałem takie wrażenie. Stajenny po chwili odwrócił się i zniknął, a Annemarie, jak można było wywnioskować jej imię z wypowiedzi mężczyzny, ruszyła za nim. Ostatecznie chyba pozostałem sam sobie. Nie będę przerywał lekcji, także wróciłem na miejsce swojego przyjazdu, odnajdując po kilkunastu minutach, które być może dla mnie trwały wieczność, osobę zapoznaną z uniwersytetem.
Dziś miałem już zacząć swoje pierwsze zajęcia. Widać, że obowiązywały tutaj ścisłe zasady, a dla dyrektorki nic bardziej się nie liczyło prócz lekcje. A to oznaczało, że każdy jej czas musiał być zagospodarowany, nie ważne czy liczyło się uznanie uczniów. Może jak lepiej poznam miejsce i ludzi, moje zdanie się zmieni. A tego byłem pewien na pewno.
Przez kolejne godziny próbowałem pilnować czasu. Godzina, o której miały odbyć się pierwsze dla mnie zajęcia klubowe niezbyt mi odpowiadała. Jednak nie ja tym rozporządzam. Wieczór zbliżał się swoimi, wolnymi krokami, lecz im bliżej ustalonego czasu tym wskazówki zegara brnęły szybciej do przodu.
Kawiarnia zdecydowanie o tej godzinie była najspokojniejszym miejscem na całej placówce, a jednak gdy wychodziłem by w końcu ruszyć się na zajęcia, ktoś z całym impetem wpadł wprost na mnie. Zrobiłem kilka kroków do tyłu i przytrzymałem dziewczynę by ta nie zaliczyła porządnej gleby na zimną posadzkę. W pierwszej chwili jej nie poznałem, w szczególności gdy z jej ust wydobyło się niezrozumiałe dla mnie słowo. Wydawało się jak podziękowanie, lecz nie widząc jej oczu i spojrzenia, nie mogłem być pewien czy na pewno to jest to o czym pomyślałem. Wydała się zestresowana i taka też była, bowiem bez specjalnego zainteresowania ruszyła dalej. Nie żebym był za to zły. Nawet poczułem jak kąciki moich ust delikatnie się podnoszą. I w tej samej chwili, przypominając sobie o zajęciach, które powinny już trwać, zamiast pójść do pokoju po coś co jeszcze przed chwilą wydawało mi się ważne, teraz straciła znaczenie. Sam zbiegłem ze schodów, o mało nie taranując grupki uczniów.
Na miejscu, oczywiście zostałem omotany lodowatym wzrokiem nauczycielki. Nadal nie znałem imion szanownych profesorów uniwersytetu, ale jak tak dalej pójdzie to raczej u nikogo nie zdobędę pozytywnej oceny, co dopiero zachowanie. Zmierzyłem szybkim spojrzeniem ludzi, stojących wokół i w grupie rozpoznałem dziewczynę, która nie tylko była pierwszą osobą, którą zobaczyłem na miejscu przy stajni, ale także tą, która pod wpływem stresu spóźnienia wpada na ludzi. Jej wzrok wędrował to w dół, to w nauczycielkę, która tłumaczyła sens dzisiejszej lekcji w ogrodzie. A gdy kazała nam dobrać się w pary, nie ruszyła się z miejsca, spuszczając delikatnie głowę. Interesujące.
-Chyba nie należysz do grupy osób lubiących się spóźniać?- podszedłem, widząc jak jej spojrzenie unosi się do góry- Chyba masz wobec mnie dług za uratowanie życia.
-Uratowanie?- uniosła brwi do góry.
Oczekiwała odpowiedzi, lecz nie odezwałem się ani słowem, wskazując nauczycielkę, która czekała aż się zorganizujemy.
Annemarie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz