wtorek, 20 września 2016

Od Annemarie CD Victora

Rozśmieszona wydęłam usta i machnęłam lekceważąco ręką, w wyniku czego przypadkowo dotknęłam nią jego dłoni. Gdy nasze palce zetknęły się z sobą, przez moje ciało przeszedł jakby impuls elektryczny, ciepły i niezbyt przyjemny. Schowałam rękę za siebie, uśmiechając się do niego półgębkiem.
- To nie twoja wina - powiedziałam szybko.
Ale gdyby nie przyszedł, nie pracowałabym z nim, gdyby mnie wtedy nie złapał, pewnie siedziałabym teraz u pielęgniarki.
- Na pewno się dogadamy - Naprawdę w to wierzyłam albo chciałam wierzyć.
Wymusiłam kiepski uśmiech na pożegnanie i prędko weszłam do budynku, bo choć byłam na świeżym powietrzu, nie mogłam złapać oddechu. Skoro wszyscy poszli, to dlaczego ja nie miałabym tego zrobić? Pokręciłam ze zrezygnowanie głową, puszczając wreszcie klamkę, której zachłannie uczepiły się moje dłonie. Tak jak stałam, skręciłam w korytarz, który schodami wiódł zaznajomioną z nim osobę na piętro. Ja zdążyłam się już nauczyć wszystkich przejść, rozmieszczeń pokoi tej części pałacyku, więc poruszałem się po niej w miarę pewnie. Do drugiego skrzydła nie zaglądałam, przeważnie dlatego, że były tam prywatne pomieszczenia właścicieli, magazyny i tajemnicze drzwi z szafami prowadzącymi do Narnii. Wspięłam się po skrzypiących schodach, które kiedyś przeznaczone były dla służby. Nikt tędy nie chodził, główne schody w holu były drogą krótszą i przyjemniejszą. Odliczałam w pamięci mijane zakurzone obrazy, przedstawiające biblijne sceny i piękne damy, żeby trafić do pokoiku. Ta posiadłość miała w sobie jakąś magię. Stojąc w wejściu do swojego skromnie urządzonego lokum, wdychałam przesiąknięty starością, niezwykły zapach domu. Za oknem szarzało, leniwie zbliżał się zmieszch. W uszach dźwięczała mi delikatna, rozkoszna melodia. Z westchnieniem zamknęłam powieki, po czym rozebrałam się do nagiej skóry. Odkręciłam kurek, aby ogrzać strumień wody w łazience, ale przypomniałam sobie, że nie wzięłam z sypialni ręcznika. Wróciłam się natychmiast i zauważyłam, że ktoś zmienił komplet pościeli. Robiono to raz na trzy dni, kiedy wszyscy uczniowie byli na zajęciach. Nagle poczułam na sobie czyjeś spojrzenie i o mało nie wrzasnęłam z przerażenia. Ręcznik opuściłam na brzuch, a dłońmi zakryłam nieosłonięte niczym piersi. Zakłopotany Victor cofnął się na korytarz, wkładając ręce do kieszeni bluzy.
- Przepraszam, ja... nie wiedziałem. Drzwi były uchylone, więc pomyślałem - zacisnął mocniej szczękę - Idiota ze mnie, wybacz - Próbował złapać moje oczy, jakby chcąc się upewnić czy chowają urazę, ale mnie miałam odwagi podnieść na niego wzroku.
- Chciałam wziąć prysznic - wyjąkałam cicho, płonąc ze wstydu.
- Pójdę już - mruknął, odwracając się.
- Poczekaj - zawołałam zanim zdążył odejść.
Zaskoczony uniósł brwi. To musiało zabrzmieć... niedorzecznie. Wołałam go po co, skoro stałam przed nim kompletnie obnażona? Nie przemyślałam tego.
- Możemy omówić ten... scenariusz, jak się ubiorę - prawie szeptałam.
Malinowy rumieniec wykwitł na moich policzkach.

Vic?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz