niedziela, 11 września 2016

Od Harrego

Z Glasgow do miejscowości w Walii, gdzie położona jest akademia jest zaledwie 8 godzin jazdy. Moja trwała dwa razy tyle. A wszystko przez to, że źle znoszę jadę i muszę robić częste postoje. Szofer, który dostał od mojego ojca specjalną delegację, by odwieźć mnie całego i zdrowego na miejsce był najgorszym kierowcą jakiego świat widział na oczy. Auta za nami, co chwila trąbiły nie pozwalając mi się zdrzemnąć, a brak snu, działał na mnie jak płachta na byka. Kiedy w końcu dojechaliśmy na miejsce, wyglądałem jakbym to ja prowadził ten cholerny samochód przez 16 godzin. John, tak się nazywał się ten biedak, który nie rozróżniał pedałów i mylił hamulec ręczny ze skrzynią biegów, wyjął moje walizki z bagażnika. Chciałem je wziąć i udać się w kierunku wejścia, które było wyjątkowo jasne oświetlone.
- Ja je wezmę,panicz nie może nic dźwigać. - odparł zabierając mi je sprzed nosa. Westchnąłem i udałem się za nim do budynku. Pozwoliłem sobie otworzyć nam drzwi, za którymi ku mojemu zaskoczeniu panował mrok. - Chyba się panicza nie spodziewali dzisiaj, bynajmniej nie o tej porze...
Weszliśmy do środka.Spojrzałem na zegarek, był kwadrans po północy. Wszyscy musieli już pójść spać, bo w pomieszczeniu, które było ogromnym holem, wyjątkowo czystym i urządzonym w eleganckim stylu, panowała zupełna cisza. Nagle z moich obserwacji wyrwał mnie cichy głos dobiegający z końca korytarza.
-Kto tam? - rozległo się echo
- Williams, mieliśmy być wcześniej, ale... - zmrużyłem oczy, bo starsza kobieta zapaliła światło - Przepraszam, kim pani jest?
- Gosposią. Poczekaj chwilę, mam u siebie klucz do twojego pokoju, przepraszam - zniknęła za rogiem, ale zaraz wróciła - Proszę 140, pierwsze piętro.
Kiwnąłem głową i spojrzałem na Johna, który ponownie łapał się za bagaże. Mruknąłem 'Ostrożnie.', bo światło, które paliło się na dole, właśnie zgasło. Po omacku wdrapaliśmy się po schodach. W panujących tutaj egipskich ciemnościach postanowiłem znaleźć włącznik światła by odnaleźć właściwe drzwi, jednak w tym momencie usłyszałem okropny grzechot i stukot, na tyle głośny, że na pewno obudził cały akademik. Obróciłem się i stanąłem twarzą do szofera.
- Przepraszam, paniczu, już ją podnoszę.
- John, proszę cię, jestem już zmęczony...
-Ja również i bardzo chciałabym zasnąć.... - usłyszałem zza pleców

<Annemarie>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz