Dziewczyna była tak szczęśliwa, że wyglądała jakby nie zdawała sobie zupełnie sprawy z tego, że jest tak okropnie zimno. Jej piękne szare oczy świeciły się jak kryształy. Widać, że nie spodziewała się znaleźć tak szybko swojej zguby. Dopiero po chwili, na drżących z zimna nogach, podeszła do mnie na tyle blisko, i cmoknęła mnie w policzek, że poczułem bijący od niej chłód. Powinienem zdjąć z siebie sweter i dać go jej, żeby nie zamarzła na śmierć. Wzdrygnąłem się kładąc prawą rękę na klatkę piersiową,poźniej dotykając przez materiał wszystkich blizn. Miałem pod spodem tylko podkoszulkę z prześwitującego materiału. Anne zdążyła się już cofnąć i stała teraz przy ławce, tuląc do twarzy wilgotny i lekko zabrudzony szal.
-Chodź...- powiedziałem zachrypniętym głosem. Blondynka posłusznie podeszła do mnie. Przylgnęła swoim bokiem do mojego. Była jak zimna jak lód. Bez dużego sprzeciwu z jej strony, objąłem ją ściśle ramieniem. - Wybacz, że nie będę romantykiem i nie oddam ci swojego odziania. Może innym razem.
-Wątpię, żeby inny raz nastąpił. - zaśmiała się, chociaż brzmiało to bardziej jak kaszel. - Wracajmy już do szkoły, i tak jesteśmy spóźnieni.
Ruszyliśmy sprawnym krokiem, w kierunku gmachu szkoły. Przeszliśmy te kilka minut w zupełnej ciszy, wsłuchując się w szum drzew rosnących w parku. Przed samym wejściem prawie przewróciliśmy się na śliskiej od rosy posadzce. Uwolniłem Annemarie z uścisku dopiero przed drzwiami, w których później ją przepuściłem. Zaskrzypiały przeraźliwie, przez co skrzywiłem się mimowolnie.
- Jak myślisz, zdążymy wypić jeszcze po filiżance kawy lub herbaty? - potarłem o siebie zgrabiałe dłonie, chuchając delikatnie.
<Anne?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz