Zapomnij, zapomnij, że widział cię całkiem nagusieńką, powtarzałam sobie. W pośpiechu ubrałam na siebie rozciągnięty, dziergany sweter, z którym prawie nigdy się nie rozstawałam, bo należałam do ludzi, potrafiących chodzić w swetrach nawet latem.
- Wyjdziemy na dwór? - Żałośnie próbowałam ucieczki.
Dusiłam się w sypialni, musiałam wyzbyć się wstrętnego wstydu. Victor rzucił oknu powątpiewające spojrzenie. Na zewnątrz było ciemno jak diabli, i to mi odpowiadało.
- Skoro chcesz - westchnął i oparł się o ścianę z wymuszoną swobodą.
Chwilę przyglądał mi się spod zmrużonych powiek, gdy moje oczy błądziły po nie tak bardzo zagraconym pokoju, szukając wełnianego szalika. Zanim odnalazłam chustkę, pochylił się nad biurkiem. Stanęłam obok Victora, czując bezpieczne ciepło jego ciała, ale nie odsunęłam się, bo cudownie pachniał. Miałam nieodpartą ochotę się w niego wtulić. Zamiast tego jednak postukałam koniuszkiem palca w otwartą encyklopedię ras psów.
- Chciałabym mieć kiedyś dwa dobermany - wyrzuciłam z siebie bez namysłu.
W zadumie opuszkiem pogładziłam zdjęcie psa, jakby nie była to tylko zimna ilustracja w książce. Myślał może minutę i podszedł do drzwi.
- Idziemy? - zapytał zaczepnym tonem.
Uśmiechnął się tak rozbrajająco, że zaparło mi dech. Powinnam się opamiętać, ale onieśmielona spuściłam oczy i po prostu wyszłam na korytarz. Jesień pożerała dzień coraz natarczywiej. Chłodny wiatr powiał nad okolicą, poruszył liście i pnącza, aż wreszcie cały cienisty, pachnący dymem park, wszystkie trawy rozszumiały się.
- Słyszałaś, że ludzie zwykle wyglądają podobnie do swoich psów? - zagadnął znienacka.
Jego oczy błyszczały jak mroźne, wygwieżdżone niebo.
- Tak... więc? - Zerknęłam na niego niepewnie.
- Więc chcesz mieć dwa dobermany - pochylił się, a jego ciepławy oddech owiał mój policzek - a wyglądasz jak cocker spaniel.
Vic?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz