Na chwilę wyjęłam nos z książki, aby przyjrzeć się scenie rozgrywającej się na moich oczach. Nie wiem z czego to wynikało, ale zwykle bardziej wolałam być obserwatorem, niż uczestnikiem kłótni. Dziewczyna, którą okazję miałam poznać już wcześniej, zdawała się jednak w ogóle nie zwracać uwagi na rzucającą się, czarnowłosą prowokatorkę. Resztę ich rozmowy zakłócił wibrujący dźwięk dzwonka.
Kiedy instruktorka obwieściła koniec trzeciej godziny zajęć, z ulgą przetarłam dłonią spocone czoło. Kolana trzęsły mi się od wysiłku. Nigdy przedtem nie jeździłam konno tak długo. W hali było lodowato, ale miałam wrażenie, że moje ciało emanuje własnym ciepłem. Angielska pogoda zaczynała mi niemożebnie uwierać. Życzliwym spojrzeniem obdarzyłam stajennego, który widząc, że ledwo trzymam się na nogach, wziął ode mnie Ukrainkę. Delikatnie pogłaskałam klacz po szyi, bo była dla mnie bardzo wyrozumiała.
- Przed nami jeszcze dużo ćwiczeń - Rozbrzmiał poważny głos pani Huber. - Jutro widzimy się na jednej lekcji, a pojutrze na dwóch. Miłego dnia.
Nie przejęła się jękiem zmęczony uczniów i zabrała się za zbieraniem z ziemi wielobarwnych drążków.
Obracając w dłoniach brązowy toczek, który podczas jazdy zsuwał mi się na oczy, powlokłam się do drzwi. Reszta uczniów wyprzedziła mnie, śpiesząc prawdopodobnie do swoich pokoi. Na zewnątrz musiałam naciągnąć na głowę kaptur od błękitnej bluzy, bo dżdżyło. Walijski krajobraz tonął w szarych barwach, nawet lipy wydawały się jakby starsze. Mój oddech szybko rozpuścił się w zimnym powietrzu.
Ciepło uniwersyteckiego holu otuliło mnie jak matka swoje pierworodne, a do nozdrzy wpadła woń cynamonu, goździków, suszonego imbiru - piernika, który czekał na obiadokolację. Byłam tak zdesperowana, że natychmiast ruszyłam do biblioteki, zamiast wspiąć się na piętro i zmienić przemoczone ubrania. Na jutro oddać trzeba było wypracowanie o twórczości Ronalda Thomasa. Podrażnił mnie zapach starych książek, towarzyszący zatęchłemu pomieszczeniu. Zlokalizowawszy konkretny regał, przebiegłam wzrokiem po grzbietach ustawionych równo jak żołnierze lektur. Kiedy sięgałam go jedną z tytułem, który wydawał się pomocny, długopis wypadł mi z dłoni i potoczył się pod najbliższy stolik. Westchnęłam ze zrezygnowaniem, po czym weszłam pod mebel. Nie przypuszczałam, że wpadł tak głęboko.
- Dobrze się bawisz? - Usłyszałam amerykański akcent.
Zaskoczona uderzyłam głową o stół.
- Aua - mruknęłam i wyprostowałam się, dzierżąc pisak w dłoni.
Dotknęłam bolącej głowy. Blondynka z trudem powstrzymywała śmiech.
Natalie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz