Poraziła go myśl, pewność, że cały jego świat, wszyscy szkolni koledzy, cała podwórkowa paczka z domu dziecka i narożny sklepik z komiksami, za chwilę zniknie na zawsze. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
I choć nowa rodzina, nie zwlekając zaczęła zabierać jego torby z małego, zielonego korytarzyka, chłopiec stał w miejscu ze wzrokiem wbitym w swojego nowego ojca. Nigdy nie widział bardziej idealnego mężczyzny. Przerażała go myśl, że za chwilę może do niego powiedzieć tato, a do kobiety o pięknych blond włosach, mamo. Także mała dziewczynka, nieco wyższa od niego pozwoli na siebie mówić starsza siostra.
Zacny zegarmistrz przykucnął przed nowym synem i położył mu dłonie na ramionach. W spojrzeniu chłopaka można było czytać jak w książce.
-Teraz wydaje ci się, że to koniec świata lub początek życia. Na pewno spodoba ci się nasz dom. Uwierz mi. Na pewno z kimś się tam zaprzyjaźnisz, sam zobaczysz.
Chłopiec nie odpowiedział i skierował swoje spojrzenie na kobietę, która wydawała mu się jedyną, której może zaufać. Kobieta ta opiekowała się nim przez całe życie i miała dla niego o większą wartość niż ten zegarek, który dostał na swoje urodziny.
Pożegnał się z nią, czując jak łzy napływają mu do oczu, lecz postanowił sobie, że nie będzie płakał. W końcu jest na to za duży. Postarał się o uśmiech i chwycił klamkę od samochodu. Wsiadł do środka i na wpół uradowanym, zarazem już stęsknionym wzrokiem pożegnał miejsce, które przez osiem lat było jego domem.
Tak właśnie chciałbym żeby choć w połowie wyglądało moje odejście od domu.
Otworzyłem oczy, czując na ramieniu czyjś dotyk. Kobieca ręką przesunęła się po mojej ręce by potem mocno mną potrząsnąć. Zmarszczyłem brwi. Od zawsze nie lubiłem gdy ktoś mnie budzi, ale to zawsze oznaczało coś konkretnego do zrobienia zaraz po budziku, który teraz okazał się być niezawodny. Co do minuty. Podniosłem głowę, przecierając twarz dłońmi i nadal z zaspanym spojrzeniem, spojrzałem przez okno.
-Spałeś jak dziecko- na twarzy Casi pojawił się szeroki uśmiech zadowolenia.
-Tak? To czemu mnie budzisz?- odparłem całkiem nieprzytomny.
-Albo masz amnezję albo zapomniałeś, że miałam cię obudzić dokładnie za godzinę. Jesteśmy już prawie na miejscu. Nadal nie rozumiem jak mogłeś się nie zgodzić jechać autem- pokręciła głową, patrząc do środka torby i poszukując w niej coś pożywnego, na pewno dla mnie.
-Prawie... czyli zostało jeszcze jakieś piętnaście minut drogi- mruknąłem, przyglądając się jej poczynaniom w walce z próbą otwarcia butelki. Uśmiechnąłem się rozbawiony, widząc jak Cass wścieka się. Wyciągnąłem rękę w celu próby pomocy jej z tym plastikowym potworem, ale ta odsunęła się dalej, mówiąc, że sobie poradzi.
-Jak chcesz- wzruszyłem ramionami.
-Myślałam czy nie będzie ci tam nudno. Wiesz, jako starsza siostra muszę zadbać o swojego młodszego braciszka. Może mam cię odwiedzać?- przeniosła na mnie chwilowe spojrzenie, lecz zaraz potem chwyciła mały scyzoryk z torebki aby uporać się z butelką.
Oparłem głowę o fotel i wsłuchałem się w dudnienie kół pociągu o szyny. Był piękny, słoneczny dzień i miałem nadzieję, że dobry humor nie minie tak szybko jak powrócił. Zamknąłem oczy, próbując dobudzić się w przeciągu tych parunastu minut.
-Jednak mi to otwórz- położyła wodę na moich kolanach.
Przewróciłem oczami i odkręciłem jej butelkę.
Popatrzyła na mnie wzrokiem zwycięzcy jakby to ona sama uporała się z nakrętką i podała mi pudełko z herbatnikami.
-Dziękuję- odparłem, kręcąc głową.
-Nie jadłeś nic dzisiaj. Prócz tej kanapki o siódmej rano. Musisz coś przegryźć, w szczególności teraz, przy mnie, bo potem przestanę mieć nad tym kontrolę.
-Przestałaś mieć już jakiś rok temu, a i tak pomimo mojego wieku próbujesz na siłę wciskać mi cokolwiek do buzi- uwielbiałem się z nią droczyć i wiedziałem, że wypominanie jej nadopiekuńczości ją irytuje. Na szczęście, zareagowała tak jak zwykle.
Reszta podróżny minęła spokojnie. Nie obeszła się bez przymusowego wciskania jedzenia jak pięcioletniemu dziecku. Nie dawała za wygraną, dlatego musiałem zjeść chociaż te kilka herbatników. Przez całą drogę opowiadała jak ona sama była na uniwersytecie i jak poznała swojego pierwszego chłopaka, Prestona, z którym zerwała po trzech miesiącach. Nie wierzę, że ona ma dwadzieścia lat, a ja jestem ten młodszy i podobno słabszy. Musiałem jej przyznawać rację, że dobrze zrobiła. Choć wcale nie musiałem zgadzać się na siłę. Nie lubiłem go, a będąc młodszym bratem i w dodatku głupim nastolatkiem, patrzyłem na niego jak na potencjalnego rywala, który już od samego początku wydawał się dupkiem w fryzurze DiCaprio, gdy jeszcze był młodym szczeniakiem.
Dotarliśmy na miejsce. Pożegnałem się z siostrą, która po raz kolejny wczuwając się w rolę nadopiekuńczej mamusi pytała czy aby na pewno nie pojechać ze mną. Popatrzyłem na nią błagalnym wzrokiem, wiedząc, że to ona będzie bardziej tęsknić niż ja. I chociaż sama to przyznała, myśląc, że jej przyznaję rację, w środku czułem, że może być całkiem odwrotnie. Przytuliłem ją mocno, bez słowa wkładając do jej kieszeni od torebki mój ukochany zegarek i wsiadając w taksówkę, odjechałem w kierunku miejsca, które miało się stać moim kolejnym domem.
-To tutaj- odezwał się kierowca i biorąc pieniądze z mojej ręki, odjechał. Moim oczom ukazał się ogromny budynek, jeszcze zza czasów wojny, a może i nawet dalej, obtoczony ogromnym, zielonym terenem, a z daleka widać było duży park. Nabrałem powietrza do płuc, jakbym próbował zapamiętać przez to cały krajobraz i pierwsze wrażenie.
Delikatnie otworzyłem ogromne drzwi uniwersytetu, odwracając się do tyłu. Słychać było rozmowy uczniów, jednak ich samych nie było widać. Zadałem sobie pytanie czy ma sens pchać się z tymi torbami do środka czy też warto byłoby się rozejrzeć za kimś kto mógłby choć powiedzieć gdzie mogę bezpiecznie odłożyć torbę.
Domyśliłem się, że z tyłu musi być stajnia. Bez wahania, zostawiłem torby i ruszyłem w tamtym kierunku. Musiały być lekcje, ponieważ wyraźnie było słychać polecenia instruktorki. Obok stajni stała jakaś dziewczyna. I błędem chyba był zwrot proszę pani. Wcale nie wyglądała na nauczycielkę. A to okazała się moja pierwsza głupia wpadka na terenie uniwersytetu. Chyba sobie ją aż wyryję na czole z powodu zakłopotania.
-Wybacz. Nie chciałem cię postarzyć-uniosłem ręce do góry w celu zaprzeczenia i wiarygodności, choć tak naprawdę nie miałem pojęcia jak zareaguje. A moja wypowiedź w ramach przeprosin jeszcze głupiej zabrzmiała niż ten zwrot. Co za idiota.
Chętni?
Jestem otwarta na propozycje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz